Fot. Maciej Kulig |
Kolejne warsztaty kulinarne, w których brałam udział, tym razem w restauracji indyjskiej Ganesh.
Kuchnią indyjską zachwyciłam się jakiś czas temu, bywam w kilku restauracjach indyjskich w Krakowie, lecz Ganeshu jeszcze nie odwiedziłam, więc propozycję warsztatów akurat w tej, przyjęłam z entuzjazmem.
Pierwsze moje wrażenie po wejściu do lokalu było takie, że się pomyliłam i nie jest to restauracja indyjska, bo do tej pory kojarzyły mi się te miejsca z bogactwem kolorów, a tutaj styl piwniczny i powiedziałabym nawet nowocześnie elegancki, czyli z elementami metalu i szkła.
Lokal ogromny, z zakamarkami i ciekawymi miejscami, jak np. miejsce położone wyżej, do którego wchodzi się po schodkach i w dodatku ukryte za zasłonami. Na warsztaty została wybrana największa z sal z ciekawymi ramami rozwieszonymi na ceglanych surowych ścianach i bliskością kuchni.
Ganesh to sieć restauracji, jest ich 8 w pięciu miastach Polski i każda jest w innym stylu - ma to obrazować różnorodność kultury indyjskiej.
Warsztaty prowadził sam właściciel Tapinder Sharma, który nie tylko przygotowywał dla nas potrawy, ale i dużo nam opowiadał o swoim życiu (mieszka od 20 lat w Polsce) i kuchni indyjskiej.
Na uwagę zasługuje fakt, że kuchnia w Ganeshu oparta jest na tradycyjnych recepturach i oryginalnych składnikach, a przyprawy są sprowadzane z Indii.
Fot. Maciej Kulig |
Na pierwszy warsztatowy ogień poszedł farsz ziemniaczany z zielonym groszkiem do nadziania samosów. Farsz przygotował prowadzący, a my dostaliśmy po kawałku samosowego ciasta i naszym zadaniem było zrobić z niego kieszonkę, a potem ją tym farszem wypełnić. Ciasto najpierw trzeba rozwałkować na bardzo cienki długi placek, a potem skleić wg instrukcji, co okazało się wcale nie takie proste i każdemu z nas samosy wyszły inne, ale w końcu w kuchni nie chodzi o taśmową produkcję, czyż nie?
Instrukcja jak lepić:
Fot. Maciej Kulig |
Tutaj moje stanowisko pracy oraz samosy surowe i po usmażeniu:
Następnym daniem przygotowanym w trakcie warsztatów był sos na bazie szpinaku (szpinak to bardzo popularne warzywo w Indiach) z kurczakiem, podawany z ryżem i chlebkiem naan. Najbardziej zadziwiło mnie używanie chochli do mieszania sosu, nie spotkałam się dotąd z takim jej wykorzystaniem;)
Chlebek znów przygotowywaliśmy sami, każdy na swoim stanowisku. Z ciastem była fajna zabawa, bo najpierw się go rozgniata na blacie zwilżywszy palce oliwą, a potem przerzuca z jednej dłoni na drugą, co średnio zgrabnie nam wychodziło. Ale zgrabnie czy nie zgrabnie liczy się efekt, a ten był w pełni zadowalający - nasze chlebki wyszły pyszne!
Pieczone były w tradycyjnym piecu tandoor.
Fot. Maciej Kulig |
Fot. Maciej Kulig |
Fot. Maciej Kulig |
A tutaj moje chlebki - surowy i upieczony w towarzystwie całego dania:
Mimo, że to wyrób pszeniczny, a ja unikam pszenicy, to jednak na chlebki naan zawsze się skuszę podczas wizyty w indyjskiej restauracji, więc i tym razem nie mogło być inaczej:)
W międzyczasie popijaliśmy lassi: czyste i z mango (pyszne, ale słoooodkie bardzo), a na końcu kto chciał mógł skorzystać z malowania dłoni henną.
Ja się nie skusiłam, ale chętnych było sporo.
Ja się nie skusiłam, ale chętnych było sporo.
Fot. Maciej Kulig |
To były bardzo udane warsztaty i fajnie spędzony czas, a restaurację na pewno odwiedzę nie raz, do czego i Was zachęcam:)
To teraz jakiś przepis!!!!!
OdpowiedzUsuńKurczak w szpinakowym sosie będzie na pewno:)
UsuńSuper warsztaty! Szkoda, że nie mogłam na nich być...
OdpowiedzUsuńSzkoda, brakowało Ciebie:)
UsuńA ja bym się skusiła na ten malunek henną - pięknie wygląda:)
OdpowiedzUsuńRenya, Tobie by pasował taki malunek bardzo:)
Usuń