Ciasto z książeczki "Czekolada", które nie wyszło tak, jak miało wyjść, ale zostało uratowane i zamiast niewypału był sukces:)
Składniki:
* 200 g chudego sera - ja dałam ser taki jak na serniki
* 250 g fruktozy
* 2 jajka
* 100 g masła
* 3 łyżki kakao
* 100 g mąki - dałam jak zwykle mąkę pszenną typ 1850 graham
* 2 łyżeczki proszku do pieczenia
* 50 g posiekanych orzechów - w oryginale pekan, ja dałam włoskie
Miała być do tego jeszcze polewa toffi z masła, mleka, kakao i cukru, ale nie zrobiłam.
Ciasto zrobiłam w tortownicy o śr. 20 cm. wyłożonej papierem do pieczenia.
Ser
utarłam z 30 g fruktozy. Jajka ubiłam mikserem z resztą cukru na
puszystą masę. W rondelku rozpuściłam na małym ogniu masło i kakao,
mieszając do uzyskania całkowitej gładkości. Wlałam do kogla-mogla,
wymieszałam, po czym dosypałam mąkę wymieszaną z proszkiem i orzechy.
Do
tortownicy wlałam połowę masy (określenie "wlałam" trochę może
przesadzone, bo masa lejąca nie była raczej;), na to masę serową i na
wierzch znów ciemne ciasto. Do tego momentu wszystko wydawało się iść
zgodnie z planem i przepisem...
Umieściłam
ciasto w piekarniku rozgrzanym do 180*C i piekłam ok. 40 min, czyli
mniej więcej tyle ile było przykazane. Ciasto pięknie
wyrosło,wyciągnęłam je z piekarnika z dumą demonstrując domownikom
imponujące jego kształty:)
Za chwilę kształty z imponujących przeszły w mizerne, czyli ciasto zapadło się na całej powierzchni;)
Wyglądało tak:
No nic,
to jeszcze żaden zwiastun katastrofy, opadające ciasta to często zwykła
kolej rzeczy, ale już chodziłam koło niego z nieufnością, bo wyraźnie
różniło się od książkowego pierwowzoru. W książce jest wysokie jak się
patrzy, a u mnie płaski placek:(
Odczekałam
chwilę dając mu czas na lekkie przestygnięcie i odcięłam kawałek na
próbę. I co się moim oczom ukazało? Miękkie, mokre, jakby niedopieczone
wnętrze! Hmmm, tego się raczej, mimo wszystko, nie spodziewałam...
Nawet zdjęcia, które w tym momencie zrobiłam niespecjalnie wyszły i raczej nie nadawały się do wklejenia.
Nawet zdjęcia, które w tym momencie zrobiłam niespecjalnie wyszły i raczej nie nadawały się do wklejenia.
Ale co ciekawe: w smaku było całkiem ok, tylko wg mnie za słodkie.
Pomyślałam
chwilkę i wymyśliłam, że włożę go z powrotem do piekarnika na niższą
temperaturę i ususzę, hehe. I tak też zrobiłam, nastawiłam piekarnik na
ok. 120*C i suszyłam dobrze ponad godzinę. Jak wyjęłam wyglądało już
całkiem ok, chociaż nijak się dalej miało do ciasta z książkowego
zdjęcia.
Zaserwowałam
go (a było przygotowywane na małe spotkanie rodzinne) z bitą śmietaną i
zmiksowanymi na mus jeżynami i odebrałam komplementy pod jego adresem:D
I
należały się, bo ciasto było bardzo dobre! Takie fajnie wysuszone, z
chrupiącą skórką. Szkoda, że nie wiem co źle poszło, bo powtórzyłabym
ten manewr, żeby takie właśnie ciacho znów wyszło, haha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli spodobał Ci się ten wpis/przepis, masz jakieś sugestie albo skorzystałeś z niego - podziel się tym w komentarzu.
Jeśli komentujesz jako anonimowy, zostaw proszę swoje imię.
Pozdrawiam i dziękuję!