Ten deser kojarzył mi się (do tej pory) z czymś bardzo skomplikowanym i wyrafinowanym. Więc się nie brałam za niego, bo nie lubię sobie komplikować takich czynności jak gotowanie, a i nie mam takich ambicji, że im trudniej, tym lepiej, bo jest wtedy wyzwanie.
Lubię jak jest w kuchni łatwo;)
Pora roku obfituje w owoce, dużo jem na surowo, ale sporo też zapiekam, zwykle pod kruszonką taką czy inną.
Stało się tak pewnego dnia, że w tv zobaczyłam deser ze śliwkami zalanymi słodkim ciastem mączno-mleczno-jajecznym. Nie padła nazwa clafoutis, ale tak mi się skojarzyło, że to musi być coś podobnego. Chociaż nie wiem skąd takie skojarzenie, skoro nie miałam pojęcia co to też to clafoutis jest, bo nawet mi się sprawdzać nie za bardzo chciało.
Za to teraz strasznie mi się zachciało takiego deseru.Stało się tak pewnego dnia, że w tv zobaczyłam deser ze śliwkami zalanymi słodkim ciastem mączno-mleczno-jajecznym. Nie padła nazwa clafoutis, ale tak mi się skojarzyło, że to musi być coś podobnego. Chociaż nie wiem skąd takie skojarzenie, skoro nie miałam pojęcia co to też to clafoutis jest, bo nawet mi się sprawdzać nie za bardzo chciało.
Coś niecoś doczytałam (że klasyczne robi się z wiśni lub czereśni i że ciasto podobne jest do ciasta naleśnikowego) i stwierdziłam, że to musi być pyszne, albo przynajmniej dobre i ja bardzo chcę takie naleśnikowe ciasto z owocami sobie zafundować.
Wiśnię nawet mam w ogrodzie, ale akurat w tym roku same gołe gałązki sterczą (może dlatego, że trochę ją po macoszemu traktuję rozdając owoce zamiast wiśnióweczkę nastawiać rok rocznie), więc zrobiłam z tego co miałam, a miałam kilka śliwek i sporą gruszkę.
Na następny dzień zrobiłam inną wersję - gryczaną z dodatkiem świeżo zakupionej mąki z konopi (za dwa dni dorzuciłam następną, za następne dwa jeszcze jedną:).
Na następny dzień zrobiłam inną wersję - gryczaną z dodatkiem świeżo zakupionej mąki z konopi (za dwa dni dorzuciłam następną, za następne dwa jeszcze jedną:).
Wersja I
Składniki na 1-2 porcje:
* spora gruszka
* kilka śliwek
* 3 łyżki mąki owsianej
* łyżeczka ksylitolu (więcej nie trzeba, bo gruszka słodka bardzo)
* duże jajko
* szczypta soli
* szczypta soli
* ok. 70 ml mleka (dałam migdałowe, może być jakiekolwiek)
* płatki migdałowe
Jajko roztrzepałam z ksylitolem, wymieszałam z mąką, solą i mlekiem. Odstawiłam na kilka minut, a w tym czasie natłuściłam kwadratową foremkę o boku 11 cm masłem i ułożyłam w niej pokrojone owoce.
Zalałam ciastem, wstawiłam do piekarnika (w trakcie przypomniałam sobie, że mam płatki migdałowe, więc je dorzuciłam) i piekłam ok. 30 minut w temp. 180* C.
Nie mam pojęcia jaki smak i konsystencję powinien mieć taki deser, ale ten mój bardzo mi smakował, choć myślałam, że będzie bardziej zwarty, a wyszedł dość mocno mokry (to może być zasługa gruszek, ale i zbyt lejącego się ciasta).
Za to drugi wyszedł o zupełnie innej konsystencji, bo i mąki inne i masa była gęściejsza. Opis poniżej.
Składniki na 1-2 porcje:
* kilka śliwek
* 2 kopiaste łyżki mąki gryczanej
* łyżka mąki z konopi
* płaska łyżeczka kakao
* jajko
* ok. 100 ml w sumie mleka i wody
* szczypta soli
* 2 płaskie łyżeczki ksylitolu (lub więcej jeśli lubicie słodsze)
* zmielone migdały do posypania
Zrobiłam taka samo jak w poprzednim przepisie, z tym, że po odstawieniu ciasto bardzo zgęstniało i wody dolałam więcej, a i tak było gęściejsze niż pierwsze. Ale takie chyba powinno właśnie być, bardziej gęste niż na naleśniki.
Piekłam trochę krócej (piekę w małym piekarniku, jeśli pieczecie w dużym lub foremka jest większa, to pewnie trzeba piec dłużej), bo ciasto szybciej przybrało formę zwartą.
Po przekrojeniu okazało się, że ma zupełnie inną konsystencję niż pierwsze, porównałabym ją do konsystencji mocno zwartego ptasiego mleczka.
Smak trudno określić, ale zanim zdążyłam zrobić sesję zdjęciową już mąż dobierał się do niego, po czym spróbowawszy zapytał dlaczego takie małe zrobiłam???
I niech to wystarczy za rekomendację:)
Dodane 24 sierpnia (niedziela)
Wersja III
Wczoraj zrobiłam kolejną wersję, tym razem w foremce do tarty (żeby była większa) i z innymi mąkami. Ta wydaje mi się najlepsza, mimo, że z wyglądu chyba najmniej zachęcająca;)
Składniki na formę do tarty o śr. 24 cm:
* kilka śliwek
* 3 morele
* 3 kopiaste łyżki mąki z ciecierzycy
* 2 kopiaste łyżki mąki z amarantusa
* łyżka mąki z nasion wiesiołka
* łyżka ksylitolu
* 2 jajka
* ok. 70-100 ml w sumie mleka i wody (wodę dolewałam i nie zanotowałam ile jej w sumie było)
* 4 kostki gorzkiej czekolady, drobno posiekane
* mielone migdały do posypania
Najpierw przygotowałam ciasto naleśnikowe w ilości podobnej do poprzednich wersji, ale patrząc na rozłożone w foremce owoce doszłam do wniosku, że jest tego stanowczo za mało, więc podwoiłam składniki, czyli dorzuciłam mąki i drugie jajko.
Masa wyszła średnio gęsta, a ja debatowałam, czy jeszcze nie dodać składników, bo obawiałam się, że wyleje mi się przez dno formy (poprzednie formy były inne, nie było możliwości wycieku masy). Ale zaryzykowałam, wylałam zawartość miski na owoce, posypałam posiekaną czekoladą i szybko wsadziłam do nagrzanego piekarnika.
Tym razem śliwki były dość mocno dojrzałe i wypuściły sporo soku, a to (plus niegęsta masa) spowodowało, że miałam wrażenie, zaglądając do piekarnika, że nici z tego wyjdą, a nie coś zjadliwego. Trzymałam w piekarniku ok. 1/2 godziny, po wyciągnięciu chwilę odczekałam, żeby wstępnie przestygło, posypałam lekko mielonymi migdałami i zabrałam się do wykrojenia próbnego kawałka.
O dziwo, poszło gładko, nawet lepiej niż przy poprzednich!
Ciasto było, wbrew moim obawom, zwarte i wcale nie było go za wiele; zjedliśmy z mężem na spółkę, na mały kawałek załapała się również moja mama. Zjadłabym więcej zdecydowanie;)
Ja dodałam na wierzch łyżkę greckiego jogurtu.
Bardzo dobra to jest wersja tego deseru, choć prezentuje się najmniej może atrakcyjnie (a może nie?).
Dodane 25 sierpnia (poniedziałek)
Wersja IV
Składniki na formę do tarty o śr. 24 cm:
* kilka śliwek
* 3 morele
* 2 kopiaste łyżki mąki z ryżu brązowego
* 2 kopiaste łyżki mąki z amarantusa
* łyżka kokosu
* łyżka ksylitolu
* 2 jajka
* kilka włoskich orzechów
* ok. 50 ml wody (tym razem nie zmieszałam z mlekiem)
Przygotowane jak w poprzednich wersjach, piekłam ok. 30 minut. Orzechy dość mocno mi się spiekły, pewnie niezbyt to zdrowe, ale za to pyszne;)
Po wyjęciu posypałam dodatkowo kokosem.
Chyba się uzależniliśmy od tego deseru;)
* kilka śliwek
* 2 kopiaste łyżki mąki gryczanej
* łyżka mąki z konopi
* płaska łyżeczka kakao
* jajko
* ok. 100 ml w sumie mleka i wody
* szczypta soli
* 2 płaskie łyżeczki ksylitolu (lub więcej jeśli lubicie słodsze)
* zmielone migdały do posypania
Zrobiłam taka samo jak w poprzednim przepisie, z tym, że po odstawieniu ciasto bardzo zgęstniało i wody dolałam więcej, a i tak było gęściejsze niż pierwsze. Ale takie chyba powinno właśnie być, bardziej gęste niż na naleśniki.
Piekłam trochę krócej (piekę w małym piekarniku, jeśli pieczecie w dużym lub foremka jest większa, to pewnie trzeba piec dłużej), bo ciasto szybciej przybrało formę zwartą.
Po przekrojeniu okazało się, że ma zupełnie inną konsystencję niż pierwsze, porównałabym ją do konsystencji mocno zwartego ptasiego mleczka.
Smak trudno określić, ale zanim zdążyłam zrobić sesję zdjęciową już mąż dobierał się do niego, po czym spróbowawszy zapytał dlaczego takie małe zrobiłam???
I niech to wystarczy za rekomendację:)
Dodane 24 sierpnia (niedziela)
Wersja III
Wczoraj zrobiłam kolejną wersję, tym razem w foremce do tarty (żeby była większa) i z innymi mąkami. Ta wydaje mi się najlepsza, mimo, że z wyglądu chyba najmniej zachęcająca;)
Składniki na formę do tarty o śr. 24 cm:
* kilka śliwek
* 3 morele
* 3 kopiaste łyżki mąki z ciecierzycy
* 2 kopiaste łyżki mąki z amarantusa
* łyżka mąki z nasion wiesiołka
* łyżka ksylitolu
* 2 jajka
* ok. 70-100 ml w sumie mleka i wody (wodę dolewałam i nie zanotowałam ile jej w sumie było)
* 4 kostki gorzkiej czekolady, drobno posiekane
* mielone migdały do posypania
Najpierw przygotowałam ciasto naleśnikowe w ilości podobnej do poprzednich wersji, ale patrząc na rozłożone w foremce owoce doszłam do wniosku, że jest tego stanowczo za mało, więc podwoiłam składniki, czyli dorzuciłam mąki i drugie jajko.
Masa wyszła średnio gęsta, a ja debatowałam, czy jeszcze nie dodać składników, bo obawiałam się, że wyleje mi się przez dno formy (poprzednie formy były inne, nie było możliwości wycieku masy). Ale zaryzykowałam, wylałam zawartość miski na owoce, posypałam posiekaną czekoladą i szybko wsadziłam do nagrzanego piekarnika.
Tym razem śliwki były dość mocno dojrzałe i wypuściły sporo soku, a to (plus niegęsta masa) spowodowało, że miałam wrażenie, zaglądając do piekarnika, że nici z tego wyjdą, a nie coś zjadliwego. Trzymałam w piekarniku ok. 1/2 godziny, po wyciągnięciu chwilę odczekałam, żeby wstępnie przestygło, posypałam lekko mielonymi migdałami i zabrałam się do wykrojenia próbnego kawałka.
O dziwo, poszło gładko, nawet lepiej niż przy poprzednich!
Ciasto było, wbrew moim obawom, zwarte i wcale nie było go za wiele; zjedliśmy z mężem na spółkę, na mały kawałek załapała się również moja mama. Zjadłabym więcej zdecydowanie;)
Ja dodałam na wierzch łyżkę greckiego jogurtu.
Bardzo dobra to jest wersja tego deseru, choć prezentuje się najmniej może atrakcyjnie (a może nie?).
Dodane 25 sierpnia (poniedziałek)
Wersja IV
Składniki na formę do tarty o śr. 24 cm:
* kilka śliwek
* 3 morele
* 2 kopiaste łyżki mąki z ryżu brązowego
* 2 kopiaste łyżki mąki z amarantusa
* łyżka kokosu
* łyżka ksylitolu
* 2 jajka
* kilka włoskich orzechów
* ok. 50 ml wody (tym razem nie zmieszałam z mlekiem)
Przygotowane jak w poprzednich wersjach, piekłam ok. 30 minut. Orzechy dość mocno mi się spiekły, pewnie niezbyt to zdrowe, ale za to pyszne;)
Po wyjęciu posypałam dodatkowo kokosem.
Chyba się uzależniliśmy od tego deseru;)
"Zanim zdecydujesz się być z kimś, naucz się być sam. Umieć być samemu znaczy stać się kimś emocjonalnie niezależnym."
Wojciech Eichelberger
Piszesz, że skomplikowane, czytam i czytam, i mnie się wydaje podejrzanie proste :) I podejrzanie pyszne!
OdpowiedzUsuńZa to nazwa jest trudna, nie mam pojęcia jak to wymówić.
Nie, nie, skomplikowane to mnie się wydawało gdy oceniłam po samej nazwie;)
UsuńJa też nie wiem jak się wymawia, na szczęście na blogu tego nie widać;)
Proste jest bardzo:)
Ale pomysłowe i pyszne! *.*
OdpowiedzUsuńI proste:)
UsuńNazwa nieapetyczna, za to opis i zdjęcia bardzo:) Mam wolny weekend i teraz dylemat - co piec???? Bo jeszcze mam do wypróbowania Twoje wcześniejsze placki:)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wrzuciłam tych, które u mnie jedliście, więc dylemat nie taki duży;)
UsuńAleż to wygląda genialnie!!!! Takie proste, takie oczywiste, a ja nie robiłam!!!! Koniecznie!!
OdpowiedzUsuńNo właśnie, a ja nie wiedziałam, że pod tą nazwą takie coś dobre się kryje. Nauczka, żeby sprawdzać potrawy, a nie zrażać się samą nazwą, bo trudna;)
Usuńjuż tak dawni jadłam clafoutis, że znowu mam ogromną ochotę przypomnieć sobie ten smak :)
OdpowiedzUsuńU mnie smak za każdym razem inny;)
UsuńJuz dawno nie robilam clafoutisa;) czas nadrobic tymbardziej, ze tyle owocow teraz jest:)
OdpowiedzUsuńKoniecznie, bo jeśli nie teraz, to kiedy?;)
UsuńNo właśnie mi też się to wydaje jakieś takie skomplikowane (pewnie przez francuską nazwę). Wygląda za to pysznie!
OdpowiedzUsuńNazwa jest skomplikowana, deser nie:)
Usuń