Witajcie po tak długiej przerwie!
Przerwie, która nie miała być przerwą, tylko końcem mojej blogowej działalności.
Wcześniej robiłam sobie urlopy od bloga, nawet kilkumiesięczne, ale wtedy zawsze wiedziałam, że będzie ciąg dalszy, a tym razem, po dość krótkim czasie od opublikowania ostatniego wpisu (był to wrzesień'22), byłam pewna, że to już koniec prowadzenia bloga. Bo czułam, że już mnie to przestało cieszyć i dawać mi frajdę i byłam w pełni przekonana, że tak już zostanie i że zakończyłam moją wieloletnią przygodę z blogiem.
I ten stan trwał do niedawna, a w międzyczasie w moim życiu wydarzyła się bardzo duża zmiana, czyli przeprowadzka z domu do mieszkania w bloku.
Zmiana, z której, ku zaskoczeniu mnie samej, jestem szalenie zadowolona. Ale droga do tej zmiany okupiona była bardzo dużym stresem i zmęczeniem, co odbiło się i na moim odżywianiu (odpłynęłam całkiem od keto czy w ogóle zdrowego odżywiania) i w konsekwencji na zdrowiu.
Ale nie ma tego złego, bo to mnie zmobilizowało do powrotu na dobrą stronę mocy i od początku tego roku wróciłam najpierw na ścisłe keto, a po ok. 3 miesiącach na low carb.
I tego się trzymam, z małymi odstępstwami.
Powrót do keto (i do innych wcześniej stosowanych przeze mnie praktyk) zdecydowanie wpłynął na moje zdrowie, w sposób spektakularny obniżyło mi się bowiem ciśnienie, które pod koniec roku (a może i wcześniej, nie wiem, bo nie mierzyłam) wystrzeliło mi w kosmos. Zrzuciłam też kilogramy, które bardzo poszły mi w górę przy tym niezdrowym stylu życia, który przez cały poprzedni rok prowadziłam.
Napiszę o tym wkrótce więcej, może się komuś moje doświadczenia przydadzą.
Po roku odżywiania się bez składu i ładu wróciłam do przygotowywania sobie nowych, zdrowych i pysznych dań i nagle zapragnęłam podzielić się nimi z kimś.
No a z kim mogę się dzielić najpełniej jeśli nie z czytelnikami mojego bloga? Tym bardziej, że, ku mojemu zdziwieniu, przybyło mi bardzo dużo fanów na FB i nadal przybywa mimo, że przecież nic tam od dawna nie publikuję. I to też dodało mi energii do powrotu.
Więc jestem!
Bloga zamierzam kontynuować w takim samym stylu i formacie jak poprzednio, nie czuję potrzeby zmian, a jeśli poczuję, to coś zmienię😉
Witam się daniem, które gościło już kilkukrotnie na moim stole, odkąd na nie trafiłam, czyli od 2 tygodni.
Danie to wiąże się z odkryciem przeze mnie buratty, która dotąd jakoś mnie nie przyciągnęła i nie wiem nawet dlaczego. Chyba nie umiałam znaleźć dla niej zastosowania.
Przepis na sałatkę z kanału Agnieszki Mielczarek.
Składniki na jedną porcję:
* buratta
* awokado - ja daję zwykle 1/2
* kilka moreli - na keto nie za dużo
* czasem dorzucam maliny
* kilka pomidorków koktajlowych
* kilka oliwek
* kapary
* cebula czerwona lub dymka
* łyżeczka masła klarowanego
* bazylię zamieniłam na kolendrę (lub pominęłam)
* pieprz (soli nie daję)
* oliwa
* sos balsamiczny
* w przepisie były jeszcze pokrojone pistacje, nie mam, więc nie daję
Przygotowanie jest banalnie proste i szybkie, czyli pokrojone (ja kroję na ćwiartki) morele układam na rozgrzanym maśle i podpiekam je kilka minut na małym ogniu. Agnieszka dodawała do masła rozmaryn, ja nie mam, więc pomijam, choć pewnie wnosi on jeszcze więcej smaku.
W międzyczasie układam na talerzu pokrojone na połówki pomidorki, oliwki, kapary, pokrojoną cebulę/dymkę. Na wierzchu rozkładam burattę, lekko pieprzę, dokładam upieczone morele, posypuję (albo nie) kolendrą, polewam oliwą i sosem balsamico.
To jest przepyszne!
*****
"Doświadczeniem nie jest to, co się człowiekowi przytrafia, tylko to, co on z tym robi"
Aldous Hauxley
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli spodobał Ci się ten wpis/przepis, masz jakieś sugestie albo skorzystałeś z niego - podziel się tym w komentarzu.
Jeśli komentujesz jako anonimowy, zostaw proszę swoje imię.
Pozdrawiam i dziękuję!