Bardzo dawno nie robiłam żadnych past, jedynie od czasu do czasu robię pastę z jajek (z samych, albo taką).
Z publikacji na blogu wynika, że rokiem rekordowym jeśli chodzi o pasty, dipy i wszelkie smarowidła (szczególnie na bazie strączków) był u mnie rok 2014.
No to trochę czasu minęło i coś mam przeczucie, że będzie teraz wysyp, jak to u mnie często bywa.
Dzisiaj przepis na pastę z kalafiora z dodatkiem garam masala. Ten przepis wpadł mi w oko w jednej z przeglądanych książek, ale nie tyle ze względu na dodatki, co udział podstawowy kalafiora, bo takiej pasty nie robiłam jeszcze. Garam masali (czy tę nazwę się odmienia?) nie mam i chyba nigdy w kuchni nie miałam, choć dania indyjskie bardzo lubię i często je jadam poza domem. Sama ich jednak nie robię. Pomyślałam więc, że zrobię z kalafiora i czegoś tam jeszcze, jeszcze nie wiem z czego.
Ale za kilka dni robiłam zakupy w sklepie, gdzie najczęściej zaopatruję się w przyprawy i zobaczyłam garam masalę.
I co myślicie, że zrobiłam? Oczywiście kupiłam! Niestety, nie zapisałam nazwy książki ani autora i nie zapamiętałam co tam jeszcze było poza kalafiorem i tą przyprawą. Nawet nie doczytałam czy kalafior był gotowany, czy pieczony.
W necie też nie znalazłam przepisu na takie danie.
Postanowiłam go więc upiec, a nie ugotować, bo z pieczonym kalafiorem mam same dobre skojarzenia - wpadnijcie tutaj i zobaczcie (a potem koniecznie sobie zróbcie!) taki pieczony kalafior.
Nie dodałam nic więcej, nie wiem czy w przepisie było jeszcze coś, chyba tak, ale nie zwróciłam na to uwagi, bo nie myślałam, że będę go w takiej formie realizować.
Z publikacji na blogu wynika, że rokiem rekordowym jeśli chodzi o pasty, dipy i wszelkie smarowidła (szczególnie na bazie strączków) był u mnie rok 2014.
No to trochę czasu minęło i coś mam przeczucie, że będzie teraz wysyp, jak to u mnie często bywa.
Dzisiaj przepis na pastę z kalafiora z dodatkiem garam masala. Ten przepis wpadł mi w oko w jednej z przeglądanych książek, ale nie tyle ze względu na dodatki, co udział podstawowy kalafiora, bo takiej pasty nie robiłam jeszcze. Garam masali (czy tę nazwę się odmienia?) nie mam i chyba nigdy w kuchni nie miałam, choć dania indyjskie bardzo lubię i często je jadam poza domem. Sama ich jednak nie robię. Pomyślałam więc, że zrobię z kalafiora i czegoś tam jeszcze, jeszcze nie wiem z czego.
Ale za kilka dni robiłam zakupy w sklepie, gdzie najczęściej zaopatruję się w przyprawy i zobaczyłam garam masalę.
I co myślicie, że zrobiłam? Oczywiście kupiłam! Niestety, nie zapisałam nazwy książki ani autora i nie zapamiętałam co tam jeszcze było poza kalafiorem i tą przyprawą. Nawet nie doczytałam czy kalafior był gotowany, czy pieczony.
W necie też nie znalazłam przepisu na takie danie.
Postanowiłam go więc upiec, a nie ugotować, bo z pieczonym kalafiorem mam same dobre skojarzenia - wpadnijcie tutaj i zobaczcie (a potem koniecznie sobie zróbcie!) taki pieczony kalafior.
Nie dodałam nic więcej, nie wiem czy w przepisie było jeszcze coś, chyba tak, ale nie zwróciłam na to uwagi, bo nie myślałam, że będę go w takiej formie realizować.
Składniki na porcję:
* kilka różyczek kalafiora
* oliwa
* kilka różyczek kalafiora
* oliwa
* 1-2 łyżeczki garam masala
* sól
* sól
Kalafiora pokroiłam na małe części, rozłożyłam na papierze do pieczenia, polałam oliwą i piekłam w piekarniku ok. 30 minut.
Po ostudzeniu dodałam przyprawy, oliwę i zmiksowałam. Pierwszy smak mnie nie zachwycił, wydawał mi się jakiś dziwny. Zastanawiałam się nawet, czy nie dodać jeszcze czegoś, ale nie przychodziło mi nic do głowy, więc tak zostawiłam mając nadzieję, że z dodatkami będzie smakowało dobrze, a przynajmniej nieźle.
I tak się stało, pastę zjadłam z dodatkiem pomidora, ogórka i kalarepki, a także z chlebem, który jadam ostatnio dość często (bo miewam okresy, że w ogóle, albo sporadycznie).
Z każdym kęsem smakowała mi coraz bardziej! A jak macie pomysły co można by tutaj jeszcze dodać, to się podzielcie:)
I tak się stało, pastę zjadłam z dodatkiem pomidora, ogórka i kalarepki, a także z chlebem, który jadam ostatnio dość często (bo miewam okresy, że w ogóle, albo sporadycznie).
Z każdym kęsem smakowała mi coraz bardziej! A jak macie pomysły co można by tutaj jeszcze dodać, to się podzielcie:)
"Próżność i duma to rzeczy całkiem różne, choć słowa te często są
używane jednoznacznie. Można być dumnym, nie będąc przy tym próżnym.
Duma związana jest z tym, co sami o sobie myślimy, próżność zaś z tym,
co chcielibyśmy, żeby inni o nas myśleli."
Jane Austin
do pełnoziarnistego chlebka... mniam!
OdpowiedzUsuńTak, ja jadłam z żytnim na zakwasie - bardzo dobrze się komponuje:)
UsuńKolejny przepis z kalafiora, który bardzo chętnie wykorzystam! Ostatnio kalafiora piekłam i bardzo mi posmakował, ale w takiej postaci jeszcze nie próbowałam. Dzięki!
OdpowiedzUsuńJa pieczonym jestem zachwycona:)
UsuńWow, nie jadłam takiej pasty jeszcze - wygląda absolutnie świetnie :P
OdpowiedzUsuńJa też jadłam pierwszy raz;)
UsuńInteresujący przepis.
OdpowiedzUsuń