Pewnie mało kto z Was wie, że pierwszym blogiem, który założyłam był blog, w którym dzieliłam się moimi przemyśleniami dotyczącymi postrzegania świata i poznawania siebie, a także cytatami, opowiastkami i dykteryjkami. Przepisy miały stanowić tylko jego dopełnienie.
Ale już po tygodniu rozdzieliłam obydwa blogi dochodząc do wniosku, że to 2 w 1 nie było dobrym pomysłem.
Blog kulinarny przetrwał do dzisiaj (w tym roku minie 5 lat), a tamten zamknęłam po kilku miesiącach intensywnego prowadzenia. Chyba się wyczerpałam. W każdym razie nie żałowałam tego nigdy, natomiast teraz przyszło mi do głowy, żeby zamieścić tutaj kilka wpisów z tamtego bloga.
Kiedyś miałam dylemat, czy moje wpisy polecające (zamieszczane tutaj, czyli na blogu kulinarnym), niekoniecznie związane z kulinariami, się przyjmą, czy będą dla Was interesujące. Okazało się, że są to najczęściej czytane wpisy i bardzo je lubicie.
Może więc i tym razem będzie podobnie i też coś zyskacie z tego typu publikacji, co prawda sprzed kilku lat, ale na tematy nadal aktualne, bo ponadczasowe.
Zapraszam do lektury:)
*****
Widzisz, słyszysz czy czujesz?
Do tego wpisu przyczyniły się ostatnie dyskusje na blogu Ajki , dyskusje na temat minimalizmu w mieszkaniu, a
szczególnie w kuchni i łazience. Dla mnie pusta kuchnia czy łazienka w
sensie braku przedmiotów codziennego użytku na wierzchu jest
nieprzyjazna, źle się w takiej przestrzeni czuję, mam wrażenie, że nie
ma tam życia. Dla innych z kolei właśnie taka kuchnia jest ideałem,
taka im się podoba, taką chcieliby mieć. I można by tak zadyskutować się
na śmierć co jest lepsze (lepsze?) i jak można uważać, że wygodniej
jest chować za każdym razem kubki do szafki, a nie trzymać ich na
wierzchu, hehe.
Przypomniało mi się w tym momencie skąd to się (w dużej mierze) bierze.
Otóż
każdy z nas prezentuje odrębny, charakterystyczny dla siebie sposób
poznawania otaczającej go rzeczywistości oraz myślenia, czyli
przetwarzania zdobytych informacji. Jest to związane z wykorzystywaniem
dostępnych nam zmysłów w różnym zakresie, tzn. jeden zmysł jest zwykle
dominujący, drugi uzupełniający, a następne tylko lekko wykorzystywane.
Jest to częściowo nasze wyposażenie genetyczne, a częściowo efekt
wczesnodziecięcych doświadczeń i nauki wyniesionej z tego okresu.
Zatem możemy być – jeśli dominuje u nas zmysł wzroku - wzrokowcami, słuchowcami – jeśli słuch jest naszą mocną stroną lub kinestetykami –
w przypadku dominanty ruchu, dotyku. Czasem można spotkać się z
rozdzieleniem na kinestetyka – ruch oraz dotykowca – uczucia i dotyk.
Bardzo rzadko dominuje zmysł węchu – węchowiec, jeszcze rzadziej smaku.
Ja
całe życie byłam przekonana, że jestem wzrokowcem. Nigdy się w to
zresztą specjalnie nie zagłębiałam, moja wiedza brała się z powszechnego
mniemania, że jak się pamięta co było na której stronie książki, to
znaczy, że jest się wzrokowcem.
Tymczasem,
kilka lat temu uczestniczyłam w zajęciach na ten temat, zrobiłam kilka
ćwiczeń i wyszło, że jestem bezspornym kinestetykiem!!! Wzrok jest u
mnie na drugim miejscu. Szok!!! Jeszcze większy szok przeżyłam jak się
dowiedziałam co się z tym wiąże i po każdym zdaniu wykładowcy (który też
był nota bene kinestetykiem, więc znał to z autopsji) tylko mogłam mu
potakiwać – wszystko się zgadzało! Mało tego, wtedy dopiero zrozumiałam
swoje zachowania, których do tej pory nie umiałam wyjaśnić. Wow!!! To
było dla mnie takie samo odkrycie jak fakt, że jestem cholerykiem! Ja?
Choleryk??? A skąd, to niemożliwe! Haha.
Przez
jakiś czas zajmowałam się pogłębianiem tematu, przeczytałam wszystko,
co było mi dostępne, przeanalizowałam najbliższe mi osoby pod tym kątem
i wyszło, że na szczęście moi domownicy to wszyscy kinestetycy.
Dlatego większych problemów ze współżyciem domowym u nas nie ma;)
I
temat mi zniknął z pola widzenia aż do teraz, kiedy to przekonałam
się, że nie za bardzo pamiętam, że tak ludzie mają, tzn. że nie wszyscy
na świecie są kinestetykami tak jak ja;)
Z czym się wiążą ta nasza preferencja do używania określonego zmysłu? Z wieloma dziedzinami życia. Z tym jaka najlepsza jest dla nas forma nauki (szkoła jest przystosowana do wzrokowców, najtrudniej mają w szkole kinestetycy), jak się ubieramy, jak urządzamy swoje mieszkania i miejsca pracy, na co zwracamy uwagę przy zakupach, czyli generalnie jak widzimy otaczający nas świat i jak go organizujemy.
Krótko o każdym typie:
Wzrokowiec – najczęściej występujący typ- zapamiętuje drogę kodując jej szczegóły, ma pamięć do twarzy, osób, szczegółów otoczenia, najskuteczniej uczy się czytając i oglądając (pamięta co gdzie było zapisane).
Najważniejszym
kryterium w wystroju wnętrz, ubiorze, ulubionych przedmiotach jest
kryterium estetyki, wyglądu. Ubranie musi mu się przede wszystkim
podobać, być dobrane kolorystycznie. Mniej ważna jest jego wygoda.
Wzrokowiec jest w stanie w imię wyglądu męczyć się w niewygodnych
butach czy ciasnym, ale seksownym stroju, czego nie jest w stanie zrobić
kinestetyk;)
Przy
wyborze samochodu zwróci przede wszystkim uwagę na kolor, linię,
wystrój wnętrza, dopiero potem na inne cechy. To samo przy urządzaniu
mieszkania, ogrodu czy miejsca pracy: ma być estetycznie, harmonijnie,
poszczególne przedmioty powinny do siebie pasować, mieć określony styl i
być uporządkowane. Generalnie wizerunek stoi u niego nad
funkcjonalnością. Wzrokowiec lubi porządek, w bałaganie źle się czuje w
przeciwieństwie do kinestetyka, który bałaganu często "nie widzi", co z
kolei jest kompletnie niezrozumiałe dla wzrokowca;)
W
wypowiedziach używa wielu słów dotyczących obrazów, kolorów, opisów.
Wzrokowiec podczas rozmowy poszukuje kontaktu wzrokowego, w miejscu
publicznym lubi zajmować pozycje, które pozwalają mu mieć wgląd na całe
towarzystwo. Nadmiar szczegółów będzie go rozpraszać np. trudno mu
będzie skupić się w pomieszczeniu gdzie jest dużo absorbujących
elementów, natomiast nie będzie mu przeszkadzać muzyka czy hałas.
Słuchowiec lubi mówić,
ma skłonność do monologów, przejmowania inicjatywy w rozmowie. Ma
często bardzo miły głos, mówi rytmicznie lub w sposób charakterystyczny
akcentuje wyrazy. Mówi raczej wolno i lubi ciekawie brzmiące słowa.
Jest wrażliwy na muzykę, dobrze zapamiętuje nazwiska.
Lepiej mówi niż pisze, potrafi mówić jednocześnie pisząc!
Zwykle
nie patrzy na rozmówcę, za to przysunie się i nastawi ucho, aby
lepiej go słyszeć. Pamięta co i jak było mówione przez poszczególne
osoby. Najlepiej uczy się słuchając wykładu lub czytając na głos.
Z
jednej strony nie znosi ciszy, a z drugiej gdy się skupia np. na
rozmowie czy nauce to często przeszkadzają mu dźwięki płynące z
otoczenia, szmer w sali czy muzyka w tle, które dla innych typów mogą
być w ogóle niezauważalne. Jest wrażliwszy od innych pod tym względem.
Kiedy coś kupuje nie musi ani mierzyć ani się w tym przeglądać. Przy
zakupie kanapy zdyskwalifikuje ją nie kolor czy wygoda siedzenia, ale
lekkie skrzypienie zawiasów;)
Kinestetyk - pamięta to, czego doświadczył. Przypominając
sobie jakieś wydarzenia przypomina sobie swoje odczucia, a nie to co
widział czy słyszał. Ze swego doświadczenia wiem, że nigdy nie zwracam
uwagi na to jak ktoś był ubrany (nawet jak spędzę z nim parę godzin), co
wydaje się niewiarygodne dla wzrokowca, ale wiem jak się z tą osobą
czułam. Podobnie jest gdy przebywam w jakimś miejscu, nie zwracam
szczególnej uwagi na wyposażenie, kolory ścian, meble itp. szczegóły
wystroju, ale doskonale wiem, że dobrze się tam czułam (albo nie). To
samopoczucie zależy bardziej od klimatu wnętrza niż jego kompozycji.
Jestem niemal pewna, że jeśli ktoś mówi, że dobrze się u mnie w domu
czuje (i mówi to szczerze) to jest to kinestetyk, tak jak i ja najlepiej
czuję się w domach kinestetyków.
Kinestetycy cenią sobie wygodę, komfort, przestrzeń. Nie kupią nawet najpiękniejszego i najmodniejszego stroju jeśli nie będzie wygodny, butów z twardego materiału czy obcisłej bielizny, która nie zapewnia komfortu noszenia. Ważne jest dla nich, aby nic nie uwierało i nie wymagało skupiania się na stroju. Taki strój odrzucą.
Kinestetycy cenią sobie wygodę, komfort, przestrzeń. Nie kupią nawet najpiękniejszego i najmodniejszego stroju jeśli nie będzie wygodny, butów z twardego materiału czy obcisłej bielizny, która nie zapewnia komfortu noszenia. Ważne jest dla nich, aby nic nie uwierało i nie wymagało skupiania się na stroju. Taki strój odrzucą.
Podczas zakupów często bezwiednie dotykają przedmiotów, sprawdzają ich fakturę, miękkość materiału.
Mieszkanie
urządzają przede wszystkim z uwzględnieniem komfortu życia w nim, a
dopiero później jego wizerunku. Śliskie kafelki, piękne lecz
niefunkcjonalne meble czy sztywne materace raczej nie znajdą się u nich
w domu. Podobnie
z każdym przedmiotem użytkowym, zawsze wygoda będzie ważniejszym
kryterium wyboru niż piękno, co nie znaczy, że otaczają się brzydkimi
przedmiotami;)
Lubią
coś trzymać w ręce, np. na przyjęciu rolują w palcach kawałek obrusa
albo serwetkę, słuchając wykładu rysują esy – floresy itp.
Uczą
się najlepiej poprzez dotykanie, doświadczanie, bezpośrednie
zaangażowanie, dlatego trudno im idzie przyswajanie wiedzy w typowej
polskiej szkole.
Najlepiej myślą w ruchu. To jedyny typ, który uwielbia koszenie trawnika.
Ja łapię się na tym, że rozmawiając przez telefon chodzę po całym domu, podobnie jak pracując nad jakimś problemem.
Kinestetycy
nie są wielbicielami nadmiernego porządku, nie przeszkadza im nieład w
pomieszczeniu, nie zwracają na to po prostu uwagi. Ze swego
doświadczenia wiem, że suszarka z wysuszonym na wiór praniem może stać i
tydzień, chyba, że się o nią za bardzo obijam;)
Kinestetycy
gestykulują podczas słuchania i mówienia; stoją blisko osoby, z którą
rozmawiają, podczas rozmowy często kierują wzrok poza rozmówcę, co (zwłaszcza przez wzrokowców) może być niesłusznie interpretowane jako brak zainteresowania rozmową czy rozmówcą.
Na
muzykę reagują ruchem, lubią taniec, wolą dotykać niż słuchać czy
oglądać (wolą rzeźbę niż muzykę czy malarstwo), dlatego też trudno im
dyskutować o sztuce.
Jak
powiedziałam na wstępie, każdy z nas ma jeden zmysł dominujący, jeden
uzupełniający i pozostałe dopełniające. Ale proszę zwrócić uwagę, że
tych kombinacji może być nieskończona (a może i skończona, ale wielka)
liczba. Można być np wzrokowcem w 50%, kinestetykiem w 40% i słuchowcem,
węchowcem w pozostałych 10 %. Ale można też mieć dominujący wzrok aż w
80%, czucie i dotyk w 15% i pozostałe zmysły tylko w 5%. I wtedy, mimo
że w obydwu przypadkach będziemy wzrokowcami, to jednak świat będziemy
widzieć inaczej.
Jak można odkryć z dużym prawdopodobieństwem te nasze preferencje?
Można poszukać testów w internecie, najczęściej testy te dotyczą sposobów przyswajania wiedzy.
Można
też zrobić sobie choćby takie ćwiczenie: opowiedzieć (sobie samemu albo
znajomej osobie) o jakimś swoim przeżyciu, jakiejś sytuacji np.
wycieczce do lasu. I po kolei opowiada się najpierw to wydarzenie z
pozycji wzrokowca, potem słuchowca i kinestetyka. Dla mnie to było
niebywałe odkrycie gdy robiąc to ćwiczenie zorientowałam się, że
najłatwiej idzie mi opowiadanie z pozycji tego co czułam! Opowiadanie
tego, co widziałam szło mi trudniej, a jak przyszło do relacji tego co
słyszałam to się prawie pociłam z wysiłku;)
Albo
podobne ćwiczenie, gdzie opowiada się o wycieczce i zwraca uwagę jakich
słów się używa i na co się zwraca uwagę – świeciło piękne słońce, niebo
było lazurowe, a trawa jasnozielona wskazuje oczywiście na wzrokowca;
czułam miękkość trawy pod stopami, wiatr delikatnie muskał mnie po
twarzy – to sprawozdanie kinestetyka, a relacja z odgłosów słyszanych w
lesie, czy warkotu motorówki wskaże na słuchowca.
Jeszcze
refleksja związana z tymi naszymi naturalnymi i specyficznymi dla
każdego z nas preferencjami. Otóż wyobraźcie sobie, że jesteście na
wycieczce i cała grupa idzie na obiad do pobliskiej restauracji. Po
powrocie pilot wycieczki pyta się o wasze wrażenia. I co usłyszy?
Wzrokowcy
zdadzą mu relacje z wystroju lokalu, czystych bądź nie ubrań personelu,
oburzą się na niepasujący do wystroju nowoczesny kominek. Słuchowiec
stwierdzi, że słyszał kucharza gwiżdżącego na zapleczu (na co oprócz
niego nikt nie zwrócił uwagi), skwierczenie tłuszczu na patelni i
skrzypiące drzwi do toalety, a kinestetyk powie, że było duszno, ale
krzesła były bardzo wygodne, natomiast nie ma pojęcia jak wyglądał stół
przy którym spędził godzinę;)
Czyli
każdy zwróci uwagę na co innego, co z kolei powoduje, że dopiero taka
opowieść „widziana” wszystkimi zmysłami jest pełna. Ale z drugiej strony
wiedząc o takim naszym w pewnym sensie „ułomnym” widzeniu świata
pamiętajmy - kiedy następnym razem zaczniemy się z kimś spierać, że tak
na pewno nie było - żeby najpierw sprawdzić i ustalić fakty;)
*****
Tyle mój wpis, teraz dodatkowo zastanawiam się jak to moje kinestetyczne postrzeganie świata wyraża się w kuchni. Na pewno takim urządzeniem kuchni, żeby było mi w niej maksymalnie wygodnie, czyli przede wszystkim wszystko czego potrzebuję było w zasięgu ręki, bądź tak umieszczone, żeby korzystanie z jakiegoś sprzętu, naczynia czy produktu nie wymagało zbędnych wysiłków.
W związku z tym dużo się u mnie na ladach i półkach dzieje, nie jest to kuchnia, gdzie blaty są puste i większość sprzętów jest pochowana. Nie czułabym się w takiej kuchni dobrze, a to jest dla mnie najważniejsze, mniej ważne jak to wygląda.
W związku z tym dużo się u mnie na ladach i półkach dzieje, nie jest to kuchnia, gdzie blaty są puste i większość sprzętów jest pochowana. Nie czułabym się w takiej kuchni dobrze, a to jest dla mnie najważniejsze, mniej ważne jak to wygląda.
Niespecjalnie mi również przeszkadza (a raczej w ogóle), że jakieś naczynia stoją na ociekaczu, a w zlewie brudna patelnia czy garnek. Z tego samego powodu nie rzucam się do sprzątania kuchni zaraz po przygotowaniu czy zjedzeniu posiłku (ale może to lenistwo, a nie mój kinestetyzm?;)
Podczas gotowania nie dbam o porządek, żadne tam równo poukładane miseczki ze składnikami (chyba, że na chwilę do zdjęcia;), wszystko fruwa, a po gotowaniu na ladach zostaje pobojowisko.
Na pewno też nie jestem specjalistką od pięknego przystrajania i podawania potraw, ani wyrafinowanego ich wyglądu, choć oczywiście lubię jak mi się podoba również wizualnie moje danie.
W gotowaniu najważniejszy jest dla mnie sam proces, to jak się czuję w trakcie, to dodawanie, mieszanie, przetwarzanie materii. Mniej ważny jest efekt. Potwierdza to również znany mi o sobie fakt, że drogę cenię zdecydowanie bardziej niż samo dotarcie do celu.
Na razie tyle przyszło mi na myśl, ale na pewno jest tego więcej. Będę się temu jeszcze przyglądać.
Pomyślcie jak jest u Was:)
Na zdjęciu moja kuchnia (trochę ogarnięta), dużo tego, dla wzrokowca pewnie nie do przeżycia by było gotowanie czy przebywanie w takiej kuchni. Ja dopiero na zdjęciu widzę co tam się w każdym kącie dzieje;)
Jestem wszystkim po trochu i to chyba w równych proporcjach. Choć wcześniej wydawało mi się, że wzrokowiec jest we mnie dominujący, to po lekturze tego wpisu sądzę, że jednak żaden z powyższych typów nie dominuje...
OdpowiedzUsuńCzyli jesteś zrównoważona:)
Usuńale masz dużą kuchnię! zazdroszczę....
OdpowiedzUsuńAż taka duża, to nie jest, widziałam większe:) Dla mnie jest wygodna (choć brakuje mi w niej stołu, jest tylko lada, stół się nie zmieścił). Mam jeszcze obok spiżarnię i z tego najbardziej jestem zadowolona:)
UsuńNo proszę, całe życie myślałam, że jestem wybitnym wzrokowcem. Nie wiedziałam o kinestetykach. A po Twoim artykule odkryłam w sobie naprawdę dużo takich cech! Myślę, że to u mnie drugi z dominujących zmysłów, jeśli nawet nie współdominujący ze wzrokiem.
OdpowiedzUsuńTo było bardzo ciekawe, jeśli znajdziesz coś jeszcze w archiwum - podrzucaj :)
Ja właśnie miałam tak samo, dlatego bardzo dla mnie było zaskakujące i odkrywcze i poniekąd uwalniające odkrycie w sobie dominacji kinestetyka. Teraz już wiem dlaczego tak mam i że nie tylko ja tak mam;)
UsuńAno też myślałam,że wzrokowiec ze mnie:]Po przeczytaniu stwierdzam,że i kinestetyk i wzrokowiec :]
OdpowiedzUsuńCzyli też dla Ciebie nowa wiedza o sobie:)
UsuńNa studiach robiliśmy sobie testy i mi wyszło, że na równi dominuje u mnie wzrokowiec i kinestetyk :) Wykładowca mówił nam też, że w dużej części przypadków wzrokowcy są sztucznie stworzeni prze system oświaty, który jest nastawiony jedynie na wzrokowców. Teraz przy projektowaniu domu ścierają się u mnie te dwa typy, bo z jednej strony chciałabym żeby było pięknie i estetycznie, a z drugiej funkcjonalnie - a niestety nie zawsze idzie to w parze i architekt ma mnie chyba już dość ;) A to dopiero projekt rozmieszczenia pomieszczeń, wielkości okien i zewnętrznej elewacji - nie chcę myśleć co będzie jak przyjdzie do projektowania wnętrz :)
OdpowiedzUsuńTu jest jeszcze problem z tym, że współczesny świat w każdej dziedzinie oferuje ogromny wybór. Co nie jest, jakby się wydawało, dla nas wcale takie dobre, bo mamy problem z podjęciem decyzji.
UsuńJak ja budowałam dom, to wszystko się zdobywało i jak rzucili akurat kuchenki, to się brało bez zastanowienia, choć nie pasowała nijak do kuchni (była brązowa, oklejałam ją potem plastikową folią). I tak ze wszystkim. Kiedyś nie było wyboru, a dzisiaj jest ból głowy od nadmiaru możliwości.
Co do domu, to podobno pierwszy buduje się dla wroga;)
Fajne i treściwe, to co napisałaś. Zainspirowałaś mnie do odszukania notatek z podobnego kursu. Ale, gdzie szukać? ;)
OdpowiedzUsuńJak znajdziesz, to się podziel, jeśli coś jeszcze w nich będzie innego:)
UsuńBardzo mi się podobają kolory Twojej kuchni. I jeszcze coś. Rzadko się widuje, żeby ktoś rozsądnie zrobił sobie blat po obu stronach zlewu i po obu stronach kuchenki. Najczęściej jest wersja: ściana-kuchenka-zlewozmywak-mnóstwo blatu. I jak tu coś zestawić, odstawić? Ten zielony to mój ulubiony odcień. Cudny.
OdpowiedzUsuńDziękuję, co do koloru zielonego, to ja nigdy go nie lubiłam (jeszcze bardziej nie lubiłam tylko brązowego;), a teraz zielony dla mnie jest prawie numerem jeden (choć nie w ubraniach, tylko w otoczeniu, a najbardziej właśnie w kuchni). I tylko taki soczysty, też go uwielbiam:)
UsuńNaprawdę rzadko się widuje te blaty po obu stronach sprzętów kuchennych? Wydaje się, że to oczywiste rozmieszczenie, bo najwygodniejsze.
Natomiast niedawno dopiero się dowiedziałam, że mam bardzo nietypowo umieszczony kosz, bo nie pod zlewem, jak ponoć jest w 99% domów, tylko w szafce pod największą ladą (czyli tu, gdzie najczęściej kosza potrzebuję). Zawsze mi się wydawało, że to jedyne wygodne miejsce, a teraz się okazuje, że to takie nietypowe;)
Ja już sama nie wiem, kim jestem...
OdpowiedzUsuńA jakie masz podejrzenia?:)
UsuńRany, totalnie to. Pamiętam gdy w 5 klasie robili nam test na to którym typem jesteśmy. Mi kazali pisać 5 razy bo nie mogli uwierzyć w wynik xD. Wyszło na to że, jestem jedynym kinestetykiem w klasie. Także kinestetycy łączmy się ^^
OdpowiedzUsuńJedyny w klasie? To możesz czuć się kimś wyjątkowym;)
Usuń