Jambalayę poznałam 3 lata temu i od razu się w niej zakochałam. Na zabój!
I okazuje się, że nie tylko ja, bo od momentu jej pojawienia się na blogu nieustannie przewodzi w rankingu najbardziej popularnych dań:)
Trwała ta miłość długo i była bardzo intensywna, a wyhamowało ją moje przejście na odżywianie ketogeniczne.
Teraz, wraz ze zmianami, czyli moim odejściem od keto i powrotem do większej ilości węgli, miłość moja wróciła!
Ale to już nie jest ta sama wersja tej potrawy, gdyż w międzyczasie pod postem pojawił się taki oto komentarz (pisownia oryginalna):
"Z całym szacunkiem, ale to danie mozna nazwać co najwyżej potrawką ryżową wszystko jest w nim ugrzecznione i spolszczone. To tak jakby robić pierogi ruskie z serkiem Filadelfia i frytkami. Po pierwsze jest to danie kuchni cajun której bazą jest tzw "święta trójca" czyli zmodyfikowane francuskie mirepoix. Są to 3 warzywa seler naciowy, papryka oraz cebula. Po drugie do jambalai dodaje się bardzo ciemną zasmażkę a nie przecier pomidorowy. Po trzecie brakuje charakteru Cajun czyli przypraw: czosnku, papryki wedzonej, pieprzu cayene. Proponuję obejrzeć oryginalny przepis od kubanczyka lub mieszkańca luizjany, bo danie w oryginalnym wydaniu jest przepyszne i zupełnie inne. Robert"
No cóż, nie mogłam tego komentarza zignorować, wzbudził we mnie ciekawość jak to faktycznie jest z tą wersją oryginalną i czy taka wersja, jeśli się zdecyduję ją zrobić, będzie mi smakować lepiej niż ta, którą robiłam.
Wcześniej nie przyszło mi do głowy, żeby zagłębić się w jambalayowy temat, przyjęłam, że Pascal, bo na jego wersji się wzorowałam, serwuje danie mniej więcej oryginalne, a nie takie "spolszczone" jak to zostało skomentowane.
Po przeszukaniu Internetu pod kątem oryginału, okazało się, że nie do końca jest tak jak napisał w komentarzu Robert. Znalazłam bowiem i wersje z przecierem pomidorowym i również takie bez zasmażki.
Natomiast faktem jest, że we wszystkich przepisach podstawą była ta trójca: seler, zielona papryka i cebula. I wszędzie była, oprócz mięsa, kiełbasa.
Wybrałam wersję, która mi najbardziej odpowiadała, tak generalnie, bo moje danie odbiega od tego przepisu (nie daję mięsa wieprzowego, nie mam kostek wołowych, ani sosu, nie piekę w piekarniku).
Po zgromadzeniu potrzebnych składników (czyli przede wszystkim zakupie selera naciowego, bo jego do tej pory nie używałam) przystąpiłam pewnego dnia do dzieła!
Pisząc te słowa mam za sobą już kilka takich zrobionych dań i za każdym razem robię je praktycznie tak samo.
Danie przygotowuję, od początku do końca, w jednej głębokiej patelni.
Składniki na ok. 4 porcje:
* 4 udka kurczaka (bez pałek), czyli ok. 400-600 g
* 1-2 laski kiełbasy, ja używam zwykle podwawelskiej, śląskiej itp., ale może być też chorizo lub podobna
* 2-3 laski selera naciowego
* 1-2 cebule plus zielona cebula
* zielona papryka
* 3-4 ząbki czosnku
* łyżka tłuszczu - daję zwykle smalec
* przyprawa cajun^
* 3-4 garści ryżu - używam długoziarnistego
* woda lub bulion - daję bulion/rosół
^ używam własnej wersji przyprawy cajun, choć można ją kupić, ale jakoś nie było mi po drodze.
W mojej jest:
- na oko: sól, pieprz, papryka słodka, papryka wędzona, czosnek mielony
- mocne sypnięcie oregano
- 1/2 łyżeczki chili, 1/2 łyżeczki pieprzu cayenne --> daje ostrość jak dla mnie idealną, można dać mniej/więcej
No to po kolei jak robię:
1. z udek ściągam skórę i wykrawam kostki (wrzucam te "odpadki" do wody, dodaję przyprawy i robię szybki bulion, jeśli nie mam rosołu pod ręką)
2. udka kroję w średniej wielkości kostkę, kiełbasę na plasterki
3. w kostkę kroję paprykę i seler, rozdrabniaczem traktuję cebule, kroję szczypior, siekam czosnek
4. na rozgrzany tłuszcz wrzucam pokrojone udka, smażę do zrumienienia, ściągam z patelni i wrzucam kiełbasę, albo nie ściągam, tylko dorzucam kiełbasę i smażę je razem aż kiełbasa będzie dobrze zrumieniona
5. przekładam na talerz odsączając z tłuszczu (tłuszcz zostaje na patelni)
6. na tłuszcz wrzucam cebulę, szczypior i czosnek, mieszam, dodaję przyprawy, duszę-smażę dłuższą chwilę
7. dodaję bulion, paprykę, seler i ryż (suchy!), chwilę mieszam, wrzucam mięso i kiełbasę; bulionu tyle, żeby mniej więcej przykrywał składniki. Dopisek: ryż teraz wrzucam przed bulionem i chwilę go smażę, potem dokładam/dolewam resztę składników
8. po zagotowaniu przykrywam, zmniejszam mocno ogień, zostawiam na ok. 30-40 minut, w międzyczasie mieszam 2-3 razy, ale nie wiem czy trzeba (dopisek: nie trzeba! Teraz nie mieszam)
9. ostateczna konsystencja ma być zwarta, czyli ryż ma wchłonąć cały bulion
Jak porównam tę wersję z poprzednią, to dochodzę do wniosku, że to zupełnie inna potrawa - inne składniki i inne przygotowanie (zwłaszcza kolejność smażenia) - i, co najważniejsze, jeszcze lepszy smak, czyli Robert w swoim komentarzu miał rację!
Uwielbiam ją i, na moje nieszczęście, pokochał ją również mój mąż i niestety, muszę się z nim nie tylko dzielić, ale jeszcze słuchać jego narzekań, że dlaczego tak mało tego robię;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli spodobał Ci się ten wpis/przepis, masz jakieś sugestie albo skorzystałeś z niego - podziel się tym w komentarzu.
Jeśli komentujesz jako anonimowy, zostaw proszę swoje imię.
Pozdrawiam i dziękuję!