niedziela, 11 maja 2014

Kalendarz sezonowości, czy dać dziecku milion i kolejny raz o pszenicy






Polecam tym razem:

1.  W dobie dostępności warzyw i owoców przez cały rok wiele osób może mieć problem z rozróżnieniem produktów, na które w danym momencie jest naturalny sezon (albo są w sposób naturalny przechowywane), od tych, które są sprowadzane lub hodowane w warunkach szklarniowych.
 Kalendarz sezonowości pomoże nam się w tym zorientować. 

2.  Jeść czy nie jeść pszenicę? Kolejny artykuł przeciw. Jecie?

3.  Wpis na blogu Blogojciec polecam ku przemyśleniu, bo każdy z nas pewnie swoim dzieciom nieba by chciał przychylić. Ale czy na pewno to niebo dla nich byłoby takie korzystne...?

4.  Z kilku filmów, które ostatnio oglądnęłam polecam "Drogę do zapomnienia"
Filmy oparte na faktach zawsze mnie przyciągają, bo dowodzą, że nic tak jak samo życie nie jest w stanie nam pokazać, że wszystko jest możliwe i niczego nie należy być pewnym, w każdym (pozytywnym lub nie) sensie. 
Tym razem współczesność przeplatana historią  z czasów II wojny światowej. Dobrze się ogląda i stawia w trakcie pytania, po raz kolejny dochodząc do wniosku, że w życiu nic (?) nie jest tylko na tak lub tylko na nie.

Jedyne czego nie mogę darować twórcom tego filmu, to brak kompletnej dbałości o szczegóły - jeńcy po wielu miesiącach pobytu w obozie wyglądają tak samo jak w momencie trafienia do niego, ogoleni, przystrzyżeni, dobrze odżywieni i nawet okulary, który nosi główny bohater pozostały w nienaruszonym stanie. 
Razi mnie to tym bardziej, że prawie równocześnie oglądałam w tv "Filadelfię", gdzie doskonale zostało pokazane jak choroba wyniszcza i zmienia wygląd bohatera. A jest to film sprzed 20 lat, kiedy i technika nie taka jak dzisiaj, i możliwości charakteryzatorskie o wiele mniejsze.
Na to samo zresztą zwróciłam uwagę i nie podobało mi się kiedyś w polskim filmie "W ciemności" - kilkanaście miesięcy ukrywania się w kanałach i żadnego śladu w wyglądzie. 
Nie mam pojęcia, dlaczego reżyserzy kompletnie ten temat w tych filmach zaniedbali...

5.  Ołówka do oczu używam od lat wielu,  doświadczenie w testowaniu mam duże. 
 Ołówek mnie zadowala jeśli spełnia takie warunki: nie jest za miękki, ani za twardy (czyli wygodnie się nim posługuje i nie męczy oczu), jest trwały i nie kosztuje fortuny.  Do czasu znalezienia tego, który w tym wpisie polecam żaden nie spełniał tych oczekiwań. Jak znalazłam mój ideał, to jego się trzymam i już dalej nie testuję (bo po co?)
Mówię o ołówku firmy Miss Claire. Używam go głównie do rysowania kreski na dolnej powiece, ale nadaje się również do górnej. Dolna jest trudniejsza, bo delikatniejsza i trudniej się na niej cokolwiek z makijażu utrzymuje. Ten ołówek trzyma się świetnie, jeśli dodatkowo muśniemy powiekę bazą, którą ostatnio polecałam, a ołówek utrwalimy lekko cieniem, to wytrzymuje spokojnie cały dzień. W każdym razie mnie rzadko się zdarza go poprawiać w ciągu dnia.

Zdecydowanie gorzej jest z jego dostępnością, choć może nie dotyczy to całej Polski i są rejony, gdzie bywa w stałej sprzedaży. Ja kiedyś zaopatrywałam się w małych sklepikach, gdzie zwykle był obecny, od dawna mi się już to nie udaje, więc kupuję na icrayon.pl (swoją drogą  z tak uprzejmą i dbającą o klienta obsługą jak tutaj doprawdy rzadko się spotykam -  najwyższy poziom:).
Kosztuje ok. 10 zł, świetnie się struga, nigdy mi się nie złamał, jest mnóstwo fajnych kolorów do wyboru; ja od dłuższego czasu używam czarnego i ciemnobrązowego (choć wg makijażowych autorytetów już dawno - z racji wieku - powinnam osłabiać kolory mojego makijażu, ale chyba przyjdzie mi umrzeć w mocnym makijażu, bo po prostu dobrze się w takim czuję).
Jeśli więc szukacie idealnego ołówka wypróbujcie ten:)

6.  Został mi do odwiedzenia ostatni lokal serwujący kuchnię indyjską w Krakowie, w pozostałych już byłam. Nadarzyła się okazja i odwiedziłam więc Indusa, najstarszą restauracje indyjską w moim mieście. 
Oprócz smacznego jak zwykle w tego typu kuchniach jedzenia (nie jestem zbyt wyrafinowanym smakoszem, żeby poczuć jakieś istotne różnice pomiędzy lokalami serwującymi kuchnię indyjską, smakuje mi wszędzie:) tutaj bardzo spodobały mi się loże. 
Idealne na randki, a nawet tajemne schadzki;) Ja co prawda schadzkę miałam z własną córką, ale i tak bardzo nam się dobrze w takiej loży biesiadowało.
Wybierzcie się:)


17 komentarzy:

  1. Tak,jem pszenicę!
    Świadomie kupuję ją w małym młynie,gdzie trafia od małych hodowców.
    Nie zawiera żadnej chemii,jak ta z upraw przemysłowych i z dużych sklepów.
    Eliminowanie pszenicy bez wskazań to moda,a nie konieczność.
    Nie znoszę kierowania się modą w jedzeniu i twierdzenia,że coś jest niezdrowe,jeżeli nie mamy podstaw i nie szukamy dobrego źródła zakupów.
    Link do artykułu uważam za tendencyjny.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amber, link jest tendencyjny, co nie znaczy, że uważam, że to jest jedyna racja.
      Eliminowanie pszenicy jest moim zdaniem wyborem, tak jak eliminowanie np. nabiału czy produktów odzwierzęcych. Każdy ma do tego prawo, tak samo jak i do jej jedzenia, jeśli nie zauważa żadnych niepożądanych skutków:)

      Usuń
    2. Tendencyjna jest też "Kuchnia bez pszenicy", z której przepisów często korzystam i publikuję na moim blogu.

      Usuń
    3. Kto jak kto, ale Davis, ten od ";Kuchni bez pszenicy" to ma akurat bardzo dobre i konkretne argumenty. A dobre źródło upraw będzie na nic, jeśli uprawia się ten sam przemysłowy gatunek pszenicy. Wystarczy iść na pola i zobaczyć samemu, nigdzie na polu nie widziałam pszenicy wyższej niż do kolan :). Czyli wszędzie ta sama pszenica karłowata, pozdrawiam

      Usuń
    4. Garnkofilia, ale i Davis ma jednostronne i jest tendencyjny, jakby nie było, podobnie jak autor podlinkowanego artykułu.
      To że karłowata to dla jednym źle, a dla drugich nie ma znaczenia lub wręcz dobrze, zależy jak się do tego podejdzie. Wszystko podlega dyskusji i nasza sprawą jest co nam bardziej pasuje i czego (aktualnie, bo poglądy przecież mamy prawo zmieniać) się trzymamy.
      Ja tam nigdy głowy za nic bym nie dała, ale jak na razie ten brak pszenicy i zasadniczo innych zbóż glutenowych w mojej diecie wychodzi mi na razie na dobre, wiec tego się trzymam. I nie ma znaczenia, czy jestem w tym modna czy nie, bo akurat ten argument to zupełnie nie jest dla mnie zrozumiały. Gdyby nie takie "mody" czyli nagłaśnianie różnych kontrowersyjnych bądź nieznanych ogółowi spraw, to nigdy byśmy nic nie zmieniali w życiu.

      Usuń
    5. Ależ oczywiście, jest tendencyjny i widać że pszenica bardzo działa mu na nerwy :). Ale jego argumenty, a jest parę przekonujących konkretów, warto znać. Po to żeby móc dokonać takiego czy innego, ale ŚWIADOMEGO wyboru. Wiedzy nigdy za wiele :)
      PS. Ja akurat mam konkretne wskazania (duża nietolerancja pszenicy) więc oczywiście jestem też tendencyjna ;)

      Usuń
    6. Jasne, mnie przekonał, tym bardziej, że nie był pierwszy w tym temacie, więc mi się to złożyło i dopełniło, co nie znaczy, że czasem pszenicy nie zjem, bo zjem (najczęściej w postaci precla naszego wspaniałego krakowskiego - czysta, w dodatku biała mąka;)
      Jak masz wskazania, to jesteś usprawiedliwiona, ja muszę się tłumaczyć;)

      Usuń
  2. Dziękuję za inspirację i kalendarz sezonowych warzyw! Bardzo się przydał!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, mnie też się przydaje, jest dobrze skonstruowany, wygodnie się z niego korzysta:)

      Usuń
  3. Dziękuję za miejsce w zestawieniu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jem pszenicę, tyję na pizzy i jestem uzależniona. Przyznanie się, to pierwszy krok ;)
    W filmie jest Colin Firth, więc dodaję do bazy tych, które chcę zobaczyć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale rozumiem, że na pierwszym nie poprzestaniesz?;)
      Colina też lubię, głownie dla niego się wybrałam i nie zawiodłam się:)

      Usuń
  5. Czasem jem pszenicę, choć Davis mnie przekonuje, zwłaszcza tym, co dzieje się z moim brzuchem, jesli przesadzę np. z białym chlebem. Staram się więc unikać pszenicy dla własnego dobra. Właściwie przeczytanie książki Davisa było potwierdzeniem tego, co już sama na sobie sprawdziłam. Przeszłam też wszelkie objawy odwyku, kiedy odstawiłam pieczywo, myślałam, że zwariuję... A więc coś w tym jest...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo generalnie dopóki czegoś nie doświadczysz, to to jest tylko informacja, z którą się zgadzasz albo nie. Jak wprowadzisz to w życie, to wtedy widzisz/czujesz, czy to działa (w Twoim przypadku), czy nie i wtedy można zdecydować co dalej. Co nie znaczy, że jak u mnie nie działa, to nie działa u nikogo i na odwrót.

      Z tym odwykiem od pieczywa to może też być tak, że nagle stajemy wobec problemu: co zamiast kanapki?
      Mnie to trochę przypomina odwyk nikotynowy (jestem byłym, wieloletnim palaczem), kiedy to nie nikotyny mi brakowało, ale tych gestów związanych z paleniem i z tym miałam problem i ma chyba wiele osób. Stąd zwykle po rzuceniu palenia się tyje, bo sięga się w zastępstwie po słodycze i inne przekąski. A tutaj trzeba znaleźć z kolei zastępstwo za kanapki, które wcześniej jedliśmy najczęściej i na śniadanie i na kolację. Jeśli ktoś w dodatku uwielbia mączne produkty (ja akurat nie, więc dla mnie nie było wyrzeczeniem zrezygnowanie np. z makaronów), to odwyk jest dużym wyzwaniem.
      No, ale wszystko ponoć jest kwestią motywacji:)

      Usuń
  6. Jeszcze jem, ale mam podejrzenie, że za moje problemy odpowiedzialny jest gluten więc powoli planuję sobie jego wyeliminowanie, zwłaszcza, że jest na co się przerzucić - smaków i wyborów co nie miara:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza za chwilę jak się pojawią nie nowalijkowe warzywa i wysyp owoców - będzie w czym wybierać:)

      Usuń

Jeśli spodobał Ci się ten wpis/przepis, masz jakieś sugestie albo skorzystałeś z niego - podziel się tym w komentarzu.
Jeśli komentujesz jako anonimowy, zostaw proszę swoje imię.
Pozdrawiam i dziękuję!